W dniu 11.07.2022 roku w Warszawie odbywał się marsz ku pamięci ofiar ludobójstwa na Wołyniu w roku 1943. Podczas tego wydarzenia pojawił się mężczyzna, który miał przy sobie ładunek niebezpieczny.
Został on natychmiast aresztowany przez policjantów, ale była również potrzebna ewakuacja wszystkich osób, które przybyły na marsz, ale też trzeba było zabrać w bezpieczne miejsce ludzi mieszkających w promieniu 200 metrów od niebezpiecznego ładunku.
Jak dokładnie stało się to, że o mało nie doszłoby do zamachu, w którym mogło zginąć mnóstwo ludzi?
W sieci można odnaleźć nagranie, gdzie widać jak jest podkładany niebezpieczny pakunek i większość ludzi na początku krzyczy, czy ktoś on chce tutaj detonować. Następnie zdają oni sobie sprawę, że ten ładunek stanowi dla nich ogromne zagrożenie, dlatego policja natychmiast nawoływała, aby odsunąć się jak najdalej od niebezpiecznej substancji. Według ustaleń śledczych za ten atak odpowiadał mężczyzna narodowości polskiej, który ma 31 lat. Był on już znany wcześniej organom ścigania. Po ewakuacji pocisk został zabrany przez antyterrorystów i przewieziony przy pomocy materiału, który zmniejsza ryzyko wystąpienia wybuchu. Policja nie udziela zbyt wielu informacji, ale wiadomo, że był to pocisk o bardzo dużej sile rażenia, który mógł potencjalnie zabić mnóstwo ludzi, którzy byli na miejscu marszu. Nie do końca wiadomo jakie były motywy sprawcy
. Na szczęście nie doszło do wybuchu i dobrze, że dziwnie się zachowujący mężczyzna został dostrzeżony, dzięki czemu możemy mówić tylko o nieprzyjemnym incydencie. Dla służb pilnujących porządku powinna być to jednak informacja, że warto zastanowić się nad przepisami bezpieczeństwa w czasie takich wydarzeń.